[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tworzono komputerowe symulacje tej gry.Okazało się, że te proste reguły prowadzą do generowania bardzo złożonych, dynamicznych struktur, które wzajemnie na siebie oddziaływały i wykazywały pewną stabilność.Różni badacze ”Game of Life” dopracowali się intuicyjnego rozumienia procesów, które rozwijały się na dużych planszach pomiędzy tymi świetlnymi tworami.Niektórzy z nich spekulowali na temat tego, czy na dostatecznie wielkich planszach nie mogłyby powstać twory tak złożone, że przypominałyby myślące istoty.Istoty myślące o sensie życia i o swoim twórcy.- Tak, teraz coś sobie przypominam - powiedział Wizner.Patrzył na Niewelta z nieruchomą twarzą.- Jak panu się podoba ta historyjka? Co pan o tym myśli?- Rozumiem, że pyta pan, czy sądzę, że jest możliwe, że tu, w wylęgarni, mogłyby powstać takie istoty?Niewelt nie powiedział nic.Patrzył na Wiznera z lekko kpiącym uśmiechem.- Być może - powiedział wreszcie Wizner.- Nic o tym nie wiemy.Nawet gdyby tak było, to nie bylibyśmy w stanie niczego o nich się dowiedzieć.Struktury, które powstają w wylęgarni, są naprawdę bardzo skomplikowane.Umiemy śledzić tylko ich najprostsze funkcje, a i to metodami dającymi wyłącznie przybliżone pojęcie o tym, co naprawdę zachodzi.Niewiele wiemy, a poza tym nie ma wiele punktów stycznych naszego świata i świata wylęgarni.Takie żyjące w wylęgarni istoty nie umiałyby ”wyjrzeć” na zewnątrz.Żadne ”zewnątrz” dla nich by nie istniało.Nie, to nie do pomyślenia.- Nawet w czasie długich, bezsennych nocy?Wizner wzruszył ramionami.Odwrócił wzrok od Niewelta i zaczął patrzeć na kolorowy ekran.Wielka, ośmiornicowata struktura zaczęła pękać na dziesiątki mniejszych.Niewelt czekał na Kamilę przy stoliku kawiarni na rynku katowickim.Zapadał już wieczór.Skąd wzięło się u niego i co mogło oznaczać tak doskonałe samopoczucie? Powietrze było nagrzane, pachnące latem i mokrym brukiem, bo przed chwilą spadł mały deszczyk.Zjadł dużą porcję lodów, spojrzał na zegarek i wyciągnął z teczki gazetę.Jego uwagę przyciągnął artykuł o seksualnym wychowaniu dzieci.Autorka była rzeczniczką bardziej nowoczesnego podejścia.Wspominała z rozbawieniem swoje zdziwienie, kiedy powiedziano jej, że plemniki nie przechodzą po prześcieradle od tatusia do mamusi.Stwierdziła, że należy o wszystkim rozmawiać z dziećmi w sposób naturalny i nieskrępowany.Mali chłopcy bawią się zupełnie niewinnie swoimi siusiakami wysiusiując wzorki na ziemi.Jest też rzeczą zupełnie naturalne niekrycie się ze swoją nagością przed dziećmi.Przypominała sobie z melancholią, jak była zakłopotana, kiedy jej syn, jeszcze niemowlak, miał wzwód, co było przecież tylko odruchem fizjologicznym.Zaproponowała też inny sposób mówienia dzieciom o tym, jak plemniki przechodzą od tatusia do mamusi.Otóż można po prostu powiedzieć, że tatuś włożył swojego siusiaka do cipki mamusi.Niewelt podarł gazetę z wściekłością i wyrzucił do kosza.Wtedy nadeszła Kamila.- Cześć.Długo czekasz?- Och, nie - widok Kamili w jej starej, lekko wytartej kamizelce sprawił mu ulgę.Poczuł teraz, że bardzo ją lubi.Wieczór był przyjemny i przed kawiarnią zapaliły się lampy.- Rozmawiałeś z Wiznerem?- Tak.Ale on nie jest bardzo rozmowny.A jak tobie poszło?- Przesiedziałam trzy dni przy terminalu.Przejrzałam kilka bibliotek.Efekt progowy Stocka.- Znam to.Możesz iść dalej.- Najnowsze odkrycie.Po przekroczeniu progu Stocka powstają metastruktury, które wymykają się spod kontroli.Podzielenie środowiska na mniejsze moduły powoduje rozpad tych struktur, ale nie ulegają one całkowitemu zniszczeniu.Jeśli składowe środowiska nie są całkowicie zerwane, to po ponownym połączeniu metastruktury odtwarzają się.Zachowują całą gamę swoich charakterystyk.Tak jak człowiek, który zapada w sen, a potem budzi się na powrót.- Podoba mi się to porównanie.Stajesz się poetką, Kamilo! Co się dzieje z twoją rzeczowością?- To nie moje porównanie.Tak napisał autor tego odkrycia.Jakiś Amerykanin, nie pamiętam nazwiska.- Szkoda, naprawdę szkoda - Niewelt roześmiał się.- Gdybyś jeszcze od czasu do czasu miewała przypływy poetyckiego natchnienia, to zakochałbym się w tobie.Kelner przyniósł kawę dla Kamili.- Obawiam się, że ten Amerykanin nie jest prawdziwym odkrywcą efektu - powiedział Niewelt patrząc, jak Kamila nabija sobie fajkę.- Wizner? - Kamila popatrzyła na niego z zaciekawieniem.Niewelt kiwnął głową i zachichotał z zadowoleniem.W sobotę Niewelt pojechał pociągiem do Ples.Nie był pewien, czy dziewczyna zjawi się na stacji i prawdę mówiąc było mu to obojętne.Czuł, że ma już Wiznera w ręku i planował zakończenie całej sprawy.Wyobrażał sobie, jak poprowadzi go na sznurku, potulnego i oszołomionego, aż na miejsce kaźni.Odczuwał przy tym rozkosz i wdychał głęboko powietrze.Jednak w miarę zbliżania się do Ples coraz częściej przypominał sobie twarz dziewczyny.Kiedy pociąg zaczął hamować, wyszedł z przedziału i podszedł do drzwi.Pociąg zatrzymał się.Dziewczyna siedziała na ławce czytając gazetę.Była ubrana tak samo jak ostatnim razem.Niewelt wyskoczył z pociągu i podszedł do niej.- Dzień dobry - powiedział.Dziewczyna podniosła wzrok.- Ach, to pan.Odzyskał pan głos?- Cieszę się, że pani przyszła.Uchwycił ją za ramię.- Chodźmy, pociąg zaraz odjeżdża.- Dokąd chce pan jechać? - dziewczyna szła z nim bez entuzjazmu.Weszli do wagonu.- Nie wiem - Niewelt uśmiechnął się.- Dokądkolwiek.- Zachowujesz się dziwnie - powiedziała dziewczyna [ Pobierz całość w formacie PDF ]